niedziela, 27 czerwca 2010

Maraton to za mało

Witajcie.

Ostatni post był pisany 2 miesiące temu.
Jak już pisałem miałem problemy z kolanem, mam je nadal. Mam nadzieję że moje nogi odpoczęły i mogę wznowić trening. Biegałem przedwczoraj i tak jak się spodziewałem, ciężko, nogi obolałe, wyższy puls i momentami trudno złapać oddech.
Około tygodnia czasu zamierzam przeznaczyć na włączenie się w trening, biegając tylko lekkie rozbiegania w wolnym tempie, dwa razy kros pasywny do pobudzenia mięśni.
Czas skończyć imprezy i wziąść się do roboty.

To była długa przerwa, ale nie miałem motywacji. Tak to jest jak człowiek nie może realizować swojej pasji to chodzi zdołowany i nie ma na nic ochoty, tylko usiąść przed komputerem i pić piwo..

23 Października biegnę 100km w Kaliszu, mam tylko 4 miesiące aby się przygotować.
Najważniejsze aby nie złapać kolejnej kontuzji. Moje kolano jest nadal chore, i może tutaj pomóc tylko operacja, także ograniczę się tylko do 4 treningów w tygodniu w tym 2 mocniejszych, obowiązkowa gimnastyka po każdym treningu.

100km to nie jest lekka przebieżka, nie biegłem jeszcze nigdy takiego dystansu, dotychczas tylko 70km w biegu wigilijnym w Kaliszu.
Niewiem jak się będę czuł i jak zachowa się moje ciało.
Jestem pewien że największy nacisk muszę położyć na bieganie 2 zakresu i długich wybiegań.
To jest ultra, tutaj nie liczy się tempo (bynajmniej na moim poziomie, co innego czołowi ultrasi).
Dystans to prawie dwa i pół maratonu. Dlatego ważna jest wytrzymałość i siłą mięśni i ścięgien. Trening szybkościowy nic mi nie da. Planuję zrobić kilka dłuższych wybiegań raz w tygodniu tzn 25, 30, 35, 40 km (możliwe że 45 również zrobię, może być z 5 minutową przerwą), chodzi o to żeby przywyczaić organizm do tak skrajnego i specyficznego wysiłku o niskiej intensywności.

10 Października jest maraton w Poznaniu, akurat 2 tygodnie przed setką, myślę że jest to dobra okazja żeby się sprawdzić. Po nim już tylko lekkie rozbiegania żeby się zregenerować.
Generalnie planowałem w tym roku pobiec maraton poniżej 3:30, co jest realne. Z biegiem czasu i coraz mocniejszymi treningami po głowie chodziło mi pobiec poniżej 3:20. Natomiast na ten moment, z moim chorym kolanem i po półtora miesięcznej przerwie muszę być realistą. Wynik w okolicach 3:27 czyli 4:55min/km jest do osiągnięcia. 3:20 postaram się złamać na wiosnę 2011. (nic nie poradzę, były plany bardzo ambitne, trzeba jednak sprowadzić się na ziemię i zrobić wszystko co możliwe aby wykorzystać 4 miesiące najbardziej efektywnie).

Od jutra zaczynam brać animal cuts. Bo czuję że przytyłem ok 2kg. Bez problemu uda mi się to zrzucić w miesiąc, będą treningi, odżywki oraz moja praca, kilka-kilkanaście godzin dziennie na nogach, większe zapotrzebowanie kaloryczne niż gdy się siedzi przed komputerem.

Pamiętam dobrze pewien bieg w Siekierkach bodajże półtora roku temu, moje pierwsze zawody na 10km, byłem szczęśliwy że udało mi się przebiec taki dystans. Mniejsza o wynik bo teraz mogę powiedzieć że był tragiczny -ok 55minut na dychę na 40stopniowym upale.
Niemiałem wtedy zielonego pojęcia o bieganiu, ale za to były chęci.

Pamiętam jak dziś wręczenie nagród dla pierwszej trójki.
Wygrał pewien Ukrainiec a drugi lub trzeci był nasz mistrz Jarek Janicki.
Nie miałem wtedy pojęcia kto to wogule jest.
Gdy stałem z rodziną obserwując dekorację zwyciężców, mój ojciec który raczej nie interesuje się biegami mówi do mnie że to Janicki z Gryfina, który biega na 100km!
Myślę sobie 100km? Jak to 100km?? Biegiem 100km??!?!?!? Jak to możliwe??! 100km??!

Wtedy nie myślałem nawet o maratonie, wydawało mi się to niemożliwe, przebiec bez przerwy ponad 42km. Teraz po wybieganych ponad 4tysiącach kilometrów planuję swój start na 100km :)
Marzenie zostanie zrealizowane... a mój ojciec będzie miał powód do dumy - nie tylko Janicki w Gryfinie biega 100km.

Dosyć biadolenia , 4 miesiące miną jak kilka dni.
Czas gonić swoje marzenia.