środa, 1 czerwca 2011

Marzenia

Nie mialem zamiaru pisac tego posta.
Nie mialem nawet zamiaru wpisywac dzisiejszych 19km do statystyk runmanii, stwierdzilem ze skoro biegam tylko 2-3 razy w tygodniu to nie jest to zaden trening i dziennikow nie warto prowadzic.

Jednak przeczytalem artykul p. Kazimierza Musialowskiego o powrocie do biegania i cos we mnie peklo.
link do artykulu: http://maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=8&action=2&code=2122

Wrocilo do mnie uczucie ktorego nie mialem juz dawno, uswiadomilem sobie jak wazne jest dla mnie bieganie, i to w jaki sposob probowalem maskowac brak biegania w moim zyciu gdy fizycznie nie bylem w stanie biegac.
To uczucie moze zrozumiec jedynie drugi maratonczyk, bieganie jest tym co siedzi w nas, bardzo gleboko i zostanie w sercu az do konca zycia. Dopiero tracac cos co kochamy zdajemy sobie sprawe ile to dla nas znaczylo.

Jesli chodzi o mnie to mam plany na ten rok, chcialbym przebiec dystans ultra oraz kilka maratonow. Jestem w stanie poswiecic duzo rzeczy w moim zyciu dla realizacji pasji.
Pieniadze szczescia nie daja, praca 6 dni w tygodniu, brak zycia osobistego, niemoznosc realizacji pasji. Postawilem sobie pytanie, po co? Po co to wszystko? Co bede mogl wnukom opowiedziec jesli bedzie nadal tak jak teraz, dni beda mijaly jeden za drugim, miesiac za miesiacem, rok za rokiem, bede sie starzec, w oka mgnieniu bede juz siwy, obolaly, znerwicowany. Co mi po mieszkaniu, samochodzie, pieniadzach skoro nosilbym w sercu zal do samego siebie, zal do calego swiata ze dalem sie porwac w wyscig szczurow i stalem sie jego czescia.
Kilka dni temu zwolnilem sie z pracy, mam teraz dostatecznie duzo czasu by biegac. Bez pospiechu, bez patrzenia na zegarek, bez komorki ktora lezy teraz spokojnie na biurku nie dokuczajac mi dzwonkami w czasie biegu.
Moge sie wypuszczac w nieznane wczesniej rejony, czuc wolnosc, ktorej nie moglem czuc gdy pracowalem, przewaznie biegalem rano i to na czas, nie wiecej niz 10km zeby zdarzyc z prysznicem i wyrobic sie do pracy.

Po co mi to? Niestety tak zyje tutaj wiekszosc. 6 dni w tygodniu praca, jeden dzien na nic nie robienie i zbieranie sil zeby byc w stanie pracowac znowu 6 dni, zeby zarobic pieniadze, zeby zarobil je ten dla ktorego pracujemy. Nawet czasu nie ma tej kasy wydawac. To taka petla ktora sie na nas zaciska, z czasem coraz blizej szyji.
Pamietam jak poltora miesiaca przyjechalem do Edynburga, bylem na kilku rozmowach, w jednej kuchni szef oferowal mi 30 godzin tygodniowo. Wtedy odmowilem bo przeciez potrzebne mi bylo wiecej, teraz niestety tego zaluje. Ale nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem.

Na ten moment szukam pracy stricte na pol etatu, 3-4 dni w tygodniu nie wiecej. Chce miec czas dla siebie, chce biegac co drugi dzien albo czesciej, trenowac do jesiennych zawodow, poczuc znowu to uczucie wolnosci ktore daje mi sile i motywacje zeby trwac.
Tak bedzie dobrze, co mi po pieniadzach jesli bylbym nieszczesliwy, otwieral codziennie rano oczy i pierwsze o czym myslal to gdzie ja tak naprawde podarzam i co mam z zycia.

Ponizej fotka z polmaratonu w Edynburgu, chyba najlepsza moja fotka zwiazana z bieganiem.
Do wszystkich osob ktore to czytaja, prosze usiadzcie teraz spokojnie z kubkiem herbaty, zamknijcie oczy i pomyslcie o swoich marzeniach, o tych prawdziwych, ktora sa w Was, nie o samochodach, nowych telewizorach, nowym domu i pieniadzach. O tym co macie w srodku siebie, o tym co zawsze chcieliscie robic i jakie marzenia pielegnowac. Pomyslcie co byscie teraz zrobili gdyby okazalo sie ze zostalo Wam kilka dni zycia i chcielibyscie je wykorzystac najlepiej jak to tylko mozliwe. Co by to bylo?
Zacznijcie to robic, drugiego zycia nie mozna wygrac w loterii czy kupic za zarobione pieniadze.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Edinburgh running network


Drogi kochany pamiętniku... dziś w szkole koledzy..

tfu! miało być coś innego :)
A więc witajcie po raz kolejny, dzięki za pozytywne komentarze które dodały mi otuchy i jeszcze bardziej utwierdiły mnie w przekonaniu że cel który sobie założyłem i jego realizacja nie jest tylko wróżeniem z fusów ale jest jak najbardziej realny i coraz mocniej namacalny! Mimo przeciwności które napotykam i pokus, nadal biegam!!

Tydzien temu przeniosłem się z Inverness do Edynburga, przez co chodziłem skołowany i nie mogłem się na niczym skupić. Niby się człowiek nie martwi bo optymista wszędzie widzi pozytywy a jednak jak coś się wbije do głowy to siedzi i nie chce z niej wyjść.

Zmiana miejsca zamieszkania, poszukiwania nowej pracy.. mnóstwo znaków zapytania, tymbardziej za granicą. Mimo iż jestem tutaj już ponad rok i owszem jest o niebo lepiej niż na początku to i tak nie czuję się jak u siebie (dobre określenie.. czyli gdzie?), w każdym bądź razie nie miałem ostatnie dwa tygodnie czasu trenować, biegałem może z 4 razy.

To co jednak założyłem sprawdziło się, po weekendzie zaczynam pracę w tutejszej włoskiej restauracji, mimo innych propozycji bardziej dla mnie finansowo opłacalnych wybrałem właśnie tą opcję gdyż najbardziej zależy mi na rozwoju i mam nadzieję że właśnie przygoda z włoską kuchnią zaowocuje na przyszłość. O tyle dobrze że nie zamknąłem sobie innych opcji i w razie W, gdy stwierdzę że się nie rozwijam a stoję w miejscu mam możliwość się przenieść do innej kuchni.

Jestem na ten moment spokojniejszy, sypiam w końcu jak normalny człowiek i nie budzę się rano zmęćzony. Oglądałem dzisiaj rano transmisję z maratonu w Londynie, ale emocje!!! Ile bym dał żeby pobiec tą mistrzowską trasą! Postanowiłem rejestrować się na za rok gdy tylko organizatorzy otworzą rejestrację, wiem że jest ciężko się dostać bo jest losowanie ale najwyżej poczekam kilka lat. Finał finałów mam plan pobiec Londyn.
Tego ranka bieg zdominowali oczywiście Kenijczycy (tak samo jak dzisiejszy maraton w Krakowie).

Dołączyłem do grupy biegowej w Edynburgu dzięki czemu integruję się z lokalną biegową społecznością. Poprostu potrzebuję klubu tak jak to było w Gryfinie, kolejny bodziec motywacyjny :).
Plany biegowe mam następujące, mianowicie 22 maja biegnę tutaj w Edynburgu półmaraton, niestety na maraton nie było już wolnych miejsc, co poradzę, szkoda.
Do tego czasu planuję trening raczej nudny czyli bieganie co drugi dzień, rozbieganie z przebieżkami, drugi trening to bieg w drugim zakresie na progu mleczonowym, długie odcinki w tempie 4:40/km, oraz trzeci trening to tysiączki poniżej 4/km, możliwe że raz czy dwa włączę zamiast nich interwały 5x2,5 w tempie 4::05 - 4:10. Nie znam trasy tutaj i oczywiście Szkocja czyli pogoda może być różna więc zobaczymy co z tego wyjdzie, idealnie byłoby pobiec 4:16 na km, poniżej 1:30 ale to wyjdzie w praniu, tak czy siak chce sie zblizyc do 1:30, już rok temu miałem taki plan ale mi to udaremniła kontuzja.

Później na jesień planuję setkę w Kaliszu aby zrobić sobie prezent i spełnić marzenie które wydaje się czymś kosmicznym, ale ten właśnie cel pozwala mi patrzeć w przyszłość pozytywnie i znajdywać w sobie siłę do wyjścia na trening. Z nieoficjalnych informacji wiem, że setka jest w 3 sobotę października, ale może termin ulec zmianie z powodu wyborów.
Akurat dobrze by było bo wziąłbym wtedy urlop i przy okazji coś jeszcze pobiegł w Polsce z moimi przyjaciółmi z KB Hermes np Poznań maraton, ale jest on 16ego więc dzień po setce, to już byłaby męczarnia ale nigdy jeszcze czegoś takiego nie robiłem, żeby w dwa dni 142km :)

Wychodzę na trening, świeci pięknie słońce i mam blisko do dobrych tras ponieważ mieszkam na obrzeżach.

Pozdrawiam i do zobaczenia !!!

czwartek, 17 marca 2011

Duch maratonu

Spirit of the marathon - bo taki tytul nosi film o ktorym pisze.
Goraco polecam wszystkim, kawal dobrej roboty! Mnie motywuje zawsze, po jego ogladnieciu az chce sie biegac a ja osobiscie sie wzruszam za kazdym razem. Opowiada historie maratonu oraz kilku uczestnikow ktorzy sie do niego przygotowuja, zarowno amatorow jak i zawodowcow.
W filmie wystepuje mnostwo gwiazd udzielajac wywiadow min Deena Kastor, Paul Tergat, Paula Radcliffe. Polecam!!!

Pod spodem trailer, zobaczcie sami!

TRAILER NA YOUTUBE

Szkockie bieganie

Witajcie,
jestem kilka dni po tegorocznym polmaratonie w Inverness, jest to jedno z wiekszych wydarzen sportowych w polnocnej Szkocji takze nie wypadalo go opuscic tak samo jak rok temu.
Zawody minely w bardzo milej radosnej atmosferze, mimo pogody ktora jak to zwykle byla typowo szkocka (w kratke, moze to od wzorow na kiltach??) panowal niesamowity nastroj i adrenalina unosila sie w powietrzu.
Rano otwierajac oczy odrazu dostrzeglem ze cos jest nie tak.. zbyt jasno w pokoju. Mysle snieg, a po chwili, no nie, bez przesady, nie dzisiaj.
Wygladam za okno - bialo. Omatko... padal cala noc i rano byla niemilosierna chlapa, a mialem w glowie obraz milego biegu w okularach przeciwlosnecznych i krotkim rekawku :)
Ok, jest snieg i kilka stopni, ale planuje pobiec ponizej 1:40 czyli juz nie jakis trucht dwugodzinny wiec grubo sie nie moglem ubrac.
Odebralem numer startowy i tradycyjnie koszulke, rok temu byla pomaranczowa, w tym roku jasno szara z logiem polmaratonu i logami sponsorow, zwykly TSHIRT ale cieszy niesamowicie. Start byl o godzinie 13stej, wiatr taki ze glowe urywal.. finalnie wystartowalem w krotkich szortach i podwojnej oddychajacej koszulce. Po kilku kilometrach biegu chcialem koszulke zdjac ale sam sobie dziekowalem ze nie zrobilem tego 20 minut pozniej biegnac niedaleko kregielni na zadupiu gdzie bylo mi zimno mimo podwojnego ubrania. No taka pogoda tutaj. Deszcz snieg wiatr tragedia, zmordowany niesamowicie:) Trzymalem sie od samego poczatku tempa na 1:39, wykorzystujac kazdy zbieg do nadrabiania czasu i urywania ze sredniej. Ostatecznie przybieglem na 1:36:20. Wolniej kilka minut niz rok temu ale jestem z tego wyniku naprawde zadowolony bo moje kolano dalo rade i nie zwracalem na nie calkowicie uwagi, bylo wszystko swietnie, czulem ponadto spory zapas i nie chcialbym zbytnio sie podpalac ale mysle ze calkiem realne jest pobiegniecie polowki w tym roku ponizej godziny 30. W pakiecie na koniec biegu mnostwo slodyczy, bon 15% do sklepu run4it oraz gazety sportowe, mily akcent.
W tym momencie naleza sie wielkie podziekowania organizatorom, wolontariuszom i wszystkim osobom ktore przyczynily sie do tego ze bieg mial miejsce. Ja sam podczas biegu marzlem a deszcz i snieg mi zamarzal na twarzy wiec wyobrazam sobie co czuli wszyscy wolontariusze stojacy na trasie w bezruchu przez 4 godziny wskazujacy biegaczom droge i kierujacy ruchem! Brrrrrr, dzieki Wam za to, to jest naprawde cos genialnego ze cale miasto zyje biegiem i wszyscy bija brawa oraz dopinguja zawodnikow.

Rownie z miejsca jestem zadowolony bo zakladalem ze znajde sie w pierwszej 3setce a ostatecznie zajalem 168 na 1120 osob startujacych. Zwyciezca pobiegl samotnie, oderwal sie od grupy i ukonczyl w czasie 1:07. Oni sa tutaj niesamowici, caly czas biegaja w deszczu sniegu w gorach i lasach i pozneij robia takie wyniki mimo tragicznej pogody.


Teraz odnosnie mojego biegania i treningow oraz stanu fizycznego mojego ciala.
Jestem naprawde mega zdumiony, biegam teraz co drugi dzien bo tak sobie zalozylem i niewiem czy to tylko autosugestia czy naprawde to sie dzieje ale jest swietnie, forma idzie do gory, mam sile by krecic nogami, kolana nie bola, rozbiegania biegam ponizej 5/km. Wczesniej jak biegalem codziennie nie brakowalo mi sily ale czulem sie jakis taki ciezki, teraz mam sily by na kazdym treningu robic akcent a przy zwyklych rozbieganiach nogi niosa i przebiezki na koniec.
Animala biore juz 2 tydzien, duzo mi pomogl, jeszcze kilka tygodni i jestem pewien ze bedzie lepiej. Przedwczoraj zrobilem prawie 20km, dzisiaj interwaly czterysetki po 3:15 i jest to dla mnie bardzo dobre rokowanie.
Znowu poczulem ze zyje, znowu biegam! Znowu jest cel! Mimo deszczu czy sniegu zakladam buty i wychodze, biegne i nie chce sie zatrzymac, teraz tylko to jest dla mnie wazne. Zaluje ze zatracilem cel ostatnimi czasy ale widocznie czasem jest potrzebny wewnetrzny wstrzas zeby przejrzec na oczy.
Ograniczam kilometraz na korzysc instensywnosci i jakosci treningu, chce pobiec kilka maratonow w tym roku, ponizej 3:30 i na koniec roku setke, ale jak to mi powiedzial Jurek Skarzynski przed moim debiutem w maratonie "Mariusz, tylko spokojnie".

sobota, 5 marca 2011

Odbudowa

Właśnie dzisiaj przyszedł mi zamówiony animal flex



według licznych opinii konkretnie stawiający stawy na nogi, mam nadzieję że mi również pomoże.
Kolano nie boli mnie tak mocno jak kilka miesięcy temu ale jest to nadal dokuczliwy ból zwiększający się po mocnym wysiłku, chociarzby wczoraj, tylko 2 odcinki po 6km w tempie 4:40 i dzisiaj czuję już kolano, boli mnie jak wchodzę po schodach.
Myślę że strategia którą założyłem czyli trening co drugi dzień to dobre rozwiązanie ponieważ szczerze mówiąc nie byłoby mi komfortowo dzisiaj zrobić treningu. Z drugiej strony to co ostatnio zaobserwowałem podczas biegu to nawet gdy mnie kolano pobolewa przed wyjściem z domu to przestaje w czasie biegu po ok 40 minutach, niewiem co o tym sądzić. Nie chciałbym tylko wylewać sobie zimnej wody na głowę bo przeceniłem swoje możliwości. Jednak mimo wszystko mam potrzebę posiadania planu treningów i rozwijania się biegowo, same wolne rozbiegania nie wchodzą tutaj w grę.

Za tydzień biegnę półmaraton, myślę że pobiegnę poniżej 1:40h, chyba że będzie dobry dzień i pocisnę szybciej, wiem że jestem w stanie to zrobić. Wyobrażam sobie że niemam żadnej kontuzji i mogę szczęśliwie biegać bez żadnych problemów, wierzę że animal flex mi pomoże i będzie dobrze, bynajmniej do czasu kiedy będę miał możliwość zoperować kolano, chociarz uważam to szczerze za ostateczność.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Postęp


(na zdjęciu ja na mecie półmaratonu w aviemore, koniec roku 2010, 1:52 bez treningu, narastająco połowa później przyspieszanie o 5s na km, minąłem do samej mety może z 300 osób, kolano dało radę:) )
Jest super!!

Po treningu czuję się niesamowicie, mimo, że cały mokry bo ulewa straszna to wyraźnie po 2 tygodniach widzę już efekty. Kilka stopni na dworze wichura a ja w krótkich spodenkach... w Polsce z pewnością by to budziło zdumienie, tutaj niekoniecznie chociarz widziałem jak niektórzy zgrzytali zębami na ten widok hehe.
Dzięki treningowi Krzyśka Bartkiewicza który robiłem przed kontuzją zrobiłem sobie dobry podkład wytrzymałościowy. Mogę szybko wracać do formy. Biegam co drugi dzień 10km, dzisiaj było już dobrze, niektóre kilometry po 4:10, tymbardziej że się dobrze wyspałem i zgubiłem kilka kilo:)
Czuję że będzie dobrze :) 13 marca półmaraton, do tego czasu chce spokojnie biegać, zrobić dwie dwudziestki, a za 2 tygodnie włączyć 4 trening w tygodniu i siłę biegową.
Najważniejsze to się nie podpalać i nie zwiększać obciążenia zbyt szybko.
Półmaraton planuje na 1:45 i może coś urwać z tego ale niekoniecznie.
Postaram się załatwić balon z helem żeby być pacemakerem na 1:45, zawsze to pomocne dla początkujących.

Tymczasem leżę zapdnięty w ciepłej nagrzanej kanapie... pusta lodówka do mnie krzyczy, za kanapą grasują małe głody.. (tak, nie jeden ale cała banda!!!) do sklepu 20 minut na piechote.. ale przyda się spacer po treningu który rozrusza nogi jak masaż :)

byle do przodu!

środa, 2 lutego 2011

Po przerwie



Niejednokrotnie się zastanawiałem co zostanie z tego bloga w sytuacji gdy przestanę biegać lub coś mi to uniemożliwi...
Jak widać od ostatniego posta minęło pół roku, dużo to i mało zarazem. Dużo się zmieniło i mało zarazem... mógłbym tak w nieskończoność.
Kiedyś Grzesiek Łuczko napisał na swoim blogu posta o tych zapomnianych blogach, o tym że ich autorzy często nie mieli nawet czy to ochoty czy to czasu lub możliwości napisać chociażby dziękuję dla wszystkich czytelników którzy przeglądali regularnie bloga i liczyli na nowe wiadomości.
Blogi takie błąkają się gdzieś po sieci, porzucone, zapomniane, niepotrzebne, te które były niegdyś zlepkiem wypocin i konsystencją ogromu emocji przelewanych przez autorów w chwili uniesienia na strony swojego wirtualnego pamiętnika.
Przykre? Owszem, z drugiej jednak strony wszystko to co ma swój początek ma również koniec, naturalna kolej rzeczy.

Do napisania tego posta zbierałem się od jakiegoś czasu, nigdy nie miałem jednak dostatecznie motywacji i może odwagi aby to zrobić. Nie, nie jest to post pożegnalny, nic z tych rzeczy, natomiast cały czas zastanawiało mnie to o czym mógłbym pisać na moim biegowym blogu w sytuacji gdy moja pasja i sportowa ścieżka którą podążałem w życiu zeszły na dalszy tor z przyczyn ode mnie niezależnych.

Wiele razy również zadawałem sobie pytanie co mógłbym w życiu robić gdybym nie miał możliwości robić tego co kocham czyli biegać. Pewne było że zapewne straciłbym część siebie, moja osobowość by wypłowiała i cały entuzjazm jaki mi towarzyszył uleciałby gdzieś w siną dal. Zawsze jednak odrzucałem te myśli bo niby czemu miałoby się tak stać...
W życiu nie wolno polegać na innych i na nich opierać swoich celów i dąrzeń, pasja jest jedynym tym co trzyma człowieka przy życiu i nawet w sytuacji gdy wszyscy ludzie bez względu na to czyli przyjaciółmi czy wrogami odejdą, odwrócą się od człowieka, właśnie dzięki swojej pasji nie zostanie on sam. To właśnie pasja jako wewnętrzna siła motywuje człowieka i daje siły do funkcjonowania w życiu codziennym.
Bieganie - generalnie najprostsza z możliwych form aktywności fizycznej, również dla wielu pasja która nadaje ich życiu sens, nie jest skomplikowana. Bez względu na to gdzie i z kim jesteś, co robisz, jakie masz problemy tudzież radości, może Ci zawsze towrzyszyć. Stanowi to bramę do świata szczęścia i wolności do którego można się przenieść w dowolnej chwili. Wystarczy jedynie ubrać na nogi buty.. oraz zatrzasnąć za sobą drzwi i wyjść na zewnątrz, przenieść się do własnej swoistej krainy gdzie wszystkie ludzkie problemy codzienności tracą jakiekolwiek znaczenie, telefon zostawić w domu, odciąć się od świata.. i biec, zamknąć oczy, poczuć wolność i spełnienie, oraz co najważniejsze poczucie CELOWOŚCI.
Niejednokrotnie biegnąc rozkładałem ramiona, dałem się porywać wiatru, to było coś niesamowitego.


Ale to odeszło.
Pół roku temu kiedy doznałem urazu kolana o którym wspominałem.
Spadło to na mnie jak grom z nieba. Coś co robiłem cały czas, biegając dzień w dzień, dążąc do czegoś poprostu się rozwiało.. drzwi do mojego świata zostały zamknięte. Pytałem się dlaczego ja? W momencie gdy było już tak dobrze, gdy treningi i ciężka praca przynosiły efekty.
Byłem załamany, nie potrafiąc się odnaleźć w codzienności.
Jest tak nadal jednak na ten moment już po części się z tym pogodziłem.
Najważniejsza w tym co pisałem była owa CELOWOŚĆ. Czyli trenuję po COŚ, aby mieć lepszy czas w maratonie, aby przebiec ultramaraton, aby śledzić postępy, aby osiągnąć COŚ, dla mnie osobiście COŚ niezwykle ważnego, dla innych COŚ bez znaczenia.
Przestałem odwiedzać strony biegowe które niegdyś mógłbym nawet ustawiać jako startowe w przeglądarkach. Robiło mi się przykro, że tematyka którą żyłem niegdyś, teraz tak bardzo się ode mnie oddaliła.

Przez ostatnie pół roku moje życie było jedną wielką imprezą, bez oglądania się za siebie i bez patrzenia w jutro. Przynosiło mi to owszem radość, jakby inaczej, zapomnienie samego siebie z czasu PRZED.
Narodziło się pytanie "gdzie ta ścieżka podąża?". No właśnie gdzie? Do bycia jednym z milionów czy miliardów osób bez pasji i celu którzy swoje życie ubarwiają wydawaniem kasy na nowe zabawki i przedmioty dzięki czemu czują się dowartościowani? Do dołączenia do grupy osób które nie myślą o jutrze a tylko o tym aby dzisiaj była impreza i było wesoło. Życie to impreza, kilkudziesięcioletnia, jednak w pewnym momencie trzeba otworzyć oczy, w pewnym momencie pojawia się kac. Jak wiadomo kaca można zaklinować, wtedy mija. Można kaca przeczekać, wtedy jest człowiek nie do życia. Kaca można przespać, życie można przespać nie wynosząc z niego nic.

Od strony fizycznej nic mi oprócz kontuzji kolana nie dolega, dalej jest wszystko w porządku, wiem, że gdybym teraz kolano wyleczył szybko doszedłbym do poziomu jaki miałem przed kontuzją mimo że minęło ponad pół roku.
Po kilku konsultacjach z lekarzami próbowałem wielu pomysłów aby moje kolano wyleczyć.
Masaże, okłady z lodu, gimnastyka. Zdaniem specjalisty tutaj w Szkocji winne po części mogły być moje wkładki które wykonałem ponad rok temu. Jako że od zawsze miałem krótszą lewą nogę od prawej, zaproponowali mi podwyższenie wkładki w lewym bucie o 1,5cm. Miało to na celu wyrównanie obciążenia na obie stopy i poprawienie biomechaniki ruchu szczególnie podczas treningów. Biegając w tych wkładkach czułem się bardzo dobrze, nie przypuszczałem jednak że najgorsze ma dopiero nadejść i już się powoli kumuluje. Otóż, owa zmiana podwyższenia miała negatywny wpływ na jedną ze stóp. Z racji tego, że różnica w długościach kończyn towarzyszyła mi przez kilkanaście lat, moje ciało zdążyło się już do niej przyzwyczaić. W momencie podwyższenia lewej stopy, padł na nią automatycznie większy niż do tej pory nacisk. Dopiero po pół roku owy nacisk dał o sobie znać.
Do głowy mi nie przyszło, że może to być spowodowane owym podniesieniem wkładki.
Na dzień dzisiejszy podniesienie zniwelowałem zostawiając tylko kształt wkładek korektujący wady mojej postawy.. jednak kontuzja jest do tej pory.
Zacząłem biegać ponownie, co prawda nie trenować ale biegać 3 razy w tygodniu, jest to możliwe ponieważ gdy nie biegam codziennie to kolano nie boli aż tak żebym miał problemy z truchtaniem. Poprostu potrzebuje czasu na odpoczynek.
Do tego dochodzi praca na nogach, gdyż jestem kucharzem i niekiedy 12h dziennie spędzam w pozycji stojącej. Podsumowując przyczyny moich problemów z realizacją pasji, jest to przeciążenie, drugie praca stojąca która dodatkowa męczy mnie i obciąża moje stawy, po trzecie brak motywacji spowodowany dwoma tymi pierwszymi przyczynami oraz brakiem CELOWOŚĆI.

Niedawno, dzięki urlopowi w Polsce, mimo niezwykle sielankowego jego charakteru potrafiłem się wyciszyć, wtedy to otworzyłem oczy na to co się dzieje, na wszystko dobre co mogło mi się przytrafić a co pominąłem nie zwracając uwagi na jutro.
Teraz gdy tutaj wróciłem stwierdziłem że nie mam żadnych celów które posiadałem kiedyś.
Nabrałem ich na szczęście na nowo. Odstawiłem imprezy i wszystko to co miesza w głowie.
Mam osobiste plany co do zmiany miejsca zamieszkania i osobistego rozwoju, biegam jak wspomniałem 3 razy w tygodniu, ćwiczę w domu rózne domowe rzeczy typu pompki aby być w dobrej formie i aby w końcu zadbać o siebie, gdyż to właśnie moje dobro cały czas mi ulatywało bokiem i właśnie dla siebie samego nie miałem nigdy czasu. 13 marca mam zamiar pobiec w półmaratonie w Inverness w którym startowałem rok temu. Tym razem bez presji na wynik, wiem ze nie jestem w stanie sobie pozwolić na tempo jak rok temu ale liczy się dla mnie sam udział. Chociarz przyznam się szczerze gryzie mnie to okrutnie że na ten moment jeśli chodzi o zawody to biegam je tylko aby zaliczać. Fakt, może jednym to wystarcza ale czuję się jak 70 letni dziadek który biega maratony tylko po to aby biegać.
W moim wieku powinienem się rozwijać, iść cały czas do przodu.. tak mam tego świadomość.
Mam również nadzieję, że teraz gdy już myślę o jutrze poważnie uda mi się wyleczyć kontuzję i znowu poczuję uczucie wolności i spełnienia które mi kiedyś towarzyszyło.

motywacja na pierwszym miejscu
do usłyszenia
Mario