środa, 28 kwietnia 2010

Kontuzja kołem się toczy

Kolejny tydzień prysnął jak jeden dzień.
W końcu skończyłem termogenik. Ale widać było wyraźnie już w ostatnich dniach treningu że się organizm przyzwyczaił, zgubiłem 2 kg. Czuję się lżejszy, co prawda mogłem zgubić więcej ale ta waga jest na moment obecny optymalna żęby nie zatracić siły mięśni.
Bywały dni, że czułem się tak:

Na ostatnich rozbieganiach miałem puls poniżej 130 co mi się jeszcze nie zdarzało przy tempie ok 5:15. Nie biorę odżywek od wczoraj i jestem pewien, że teraz efekty będą na treningu jeszcze lepsze.
To ta lepsza wiadomość, którą się pocieszam, biorąc pod uwagę, że niedługo mam start i forma idzie do góry, zrobiłem duże postępy od momentu gdy zacząłem konkretnie trenować używając w zasadzie wszystkich dostępnych środków (no, może poza tempem).

Gorszym aspektem jest świadomość cały czas nie zaleczonej kontuzji lewego kolana.
Nabawiłem się jej jakoś pod koniec 2009, ale dopiero teraz zaczęła mi dawać porządnie w kość gdy biegam 6 razy w tygodniu w tym 3 razy mocniejsze treningi, i dodatkowo praca na nogach 5-6 godzin dziennie, jestem przekonany, że częściowo praca pogarsza stan mojego kolana.

KOLANO SKOCZKA


Problem ten został zdiagnozowany jakoś w styczniu, gdy mi ortopeda sportowy pokazał na wyświetlaczu jak wygląda mój lewy przyczep, w porównaniu do prawego był podwójnie gruby.
Z informacji uzyskanych w internecie dowiedziałem się, że jest to dolegliwość typowa dla długodystansowców i siatkarzy. Są trzy stadia tego zwyrodnienia.
W skrócie jest to kłujący ból zlokalizowany w okolicy podrzepkowej, występujący po wysiłku i ustępujący po kilkugodzinnym odpoczynku. Bólowi towarzyszy uczucie „pełności" i ucisku w okolicy dolnej części rzepki, oraz wrażenie niepewności i „uciekania" kolana, związane z obawą (podświadomą) przed bólem; jest to I faza choroby. W II fazie choroby ból pojawia się już na początku treningu, ale po ogrzaniu tkanek ustępuje na czas wysiłku. Miejsce bolesne daje się wyczuć w okolicy szczytu rzepki, przy czym nasila go czynne (wbrew oporowi) prostowanie kolana, lub wykonywanie przysiadów.(źródło: internet).
Trzecia faza charakteryzuje się stałym bólem kolana, nawet w momencie zaprzestania wysiłku i podczas codziennego chodzenia.
Jak twierdził ortopeda, jest mała szansa na to, że może się coś urwać pod wpływem treningu, za to mogę mieć problemy z wchodzeniem po schodach. Zalecenia: miesiąc dwa bez treningu, do tego zastrzyki i ćwiczenia.
O ile gimnastykę robię kilka razy w tygodniu, to na zastrzyki i przerwę w treningu nie mogę sobie pozwolić. Jest dopiero kwiecień, za miesiąc mam start, w październiku setkę i inne maratony.
Tylko jak tu planować setkę w momencie gdy po 20km biegu tempem maratońskim ból jest tak straszny że trzeba się zatrzymać?
Po każdym treningu staram się robić okłady z lodu, także kilka godzin po zakończeniu wysiłku.
Mam nadzieję, że mi to pomoże. Teraz zrobiłem sobie 2-3 dni przymusowej przerwy, mam nadzieję, że kolano odpocznie (a może sam siebie tylko oszukuję?, wiem doskonale o tym że ograniczenie wysiłku może pomóc na krótką metę, można z tym normalnie codziennie funkcjonować, ale w momencie gdy wznowię treningi to znowu wróci. Postaram się także ograniczyć mocne treningi do dwóch w tygodniu i zredukować dni treningowe do 5, dwa przeznaczyć na totalny odpoczynek).
Po 23 maja zrobię 2 tygodnie odpoczynku od mocnego biegania, nastawię się na rower, gimnastykę i okłady. O ile wcześniej miałem takie bóle, to jeszcze nigdy nie sprawiało mi kolano problemów z powrotem do domu w truchcie. To już jasna oznaka że nie jest wesoło.
Że też się zawsze musi człowiekowi coś przytrafić.
Nie zdziwiłbym się, gdyby to było prawe kolano, w przeszłości miałęm zerwane wiązadła i zwichniętą rzepkę, ono natomiast trzyma się dobrze, nawaliło lewe które zawsze uważałem za silniejsze.
Powiedzenie "Co Cie nie zabije to wzmocni" idzie na bok, zastępując je "Rozsądek jest większą częścią męstwa".

Ten tydzień będzie raczej luźny, zrobię 1-2 mocne treningi po tym jak odpocznę.

W ostatnim tygodniu treningi wyglądały następująco:

PONIEDZIAŁEK: 17km rozbiegania w tym 10 x 200m Siła biegowa częściowo skipowa +GR i GS 100m SKIP A, 100m przebieżka szybko, wykonywane silny wiatr.Jak większość treningów w minionym tygodniu z powodu pracy musiałem biegać w nocy, przynajmniej tyle dobrego że jest cicho, nie ma ruchu i spokój ogólnie.

WTOREK: 15,5km rozbiegania znowu w nocy, zimno ale lekki puls i kolana nie odczuwałem po którymś kilometrze.

ŚRODA: 16,5km, w tym interwały 10 x 400/400 w tempie ok 3:40min/km. Wyraźnie niższy puls, nie zdarzyło się aby skoczył powyżej 170bpm, to dobrze rokuje. Po treningu GR+GS

CZWARTEK: 20km rozbiegania wziąłem termo godzinę przed biegiem nocnym, konkretnie podbił puls, pozatym lekko obolałe nogi po wczorajszym, bez przebieżek.

PIĄTEK: WOLNE

SOBOTA: 22km, w tym 3 x 5km w tempie ok 4:20. Początkowo myślałem, że nie dam rady na termo zrobić takiego treningu, ale było super, wyszły tempa 4:23, 4:22, 4:17, także jest OK, dobrze rokuje przed Edynburgiem. Po treningu GR+GS

NIEDZIELA: rozbieganie 15km Lekko bez szaleństwa, ciężkie nogi po wczorajszym, mimo to tempo które sprawdziłem po treningu wyszło nawet dobre tj 5:15 i bardzo niski puls 134 średnia. Ostatni dzień odżywek, teraz już może być tylko lepiej.

RAZEM DYSTANS TYGODNIOWO 107KM

Ten tydzień może być mniejszy objętościowo, ponieważ robię 2-3 dni przerwy z powodu kolana, mam jeszcze czas na ewentualne korekty przed startem.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Totalny brak czasu

Ten tydzień minął błyskawicznie, nawet nie zdąrzyłem się oglądnąc a już niedziela.
Treningi jak zwykle, prawie codziennie, tylko jeden dzień przerwy.

Złapałem pracę w restauracji na part time (coś jak część etatu w polsce). Mimo, że się nie przepracowuję, to cały dzień jest jakiś rozbity i ciężko się zorganizować.
Tutaj jak wiadomo są pory gdy ludzie masowo spotykają się na posiłkach, tzn lunch time rano ok 12-13 i kolacja od 18 do 20.
Osobiście pracuję 5-6 godzin codziennie, ale są to 3 godziny rano przeważnie do 14:15 i 3 godziny później od ok 17:30 do 20-21. Między pracą mam więc czas wolny.

Idealnie byłoby właśnie robić treningi w tym momencie, gdyż nogi nie są jeszcze zmęczone całym dniem. Niekiedy jednak nie daję rady wpasować treningu właśnie w tą przerwę. Zanim zjem obiad w pracy łącznie z powrotem do domu mija 30minut. (powiecie, że skoro trening to lepiej odłożyć obiad na później - co to to nie! serce się kraje widząc kilkadziesiąt różnych potraw i innych łakoci, nie sposób sobie odmówić!). Jeśli nie najadłem się zbytnio to po 30 minutach można spokojnie zrobić luźne rozbieganie bez mocnych akcentów, jednak to wszystko co jestem w stanie zrobić czasowo.

Gdy przychodzi czas na mocny trening poprsotu muszę go przekładać na wieczór. Ok 20km w tym rozgrzewka, interwały schłodzenie, następnie rozciąanie i gimnastyka, ciężko się zmieścić w dwóch godzinach. To skomplikowane ale nic z tym na moment obecny nie mogę zrobić. Co poradzę.
Np wczoraj i dzisiaj biegałem około północy, tutaj drogi są oświetlone więc można biegać i biegać, czasem tylko ludzie się dziwią gdy wracają zataczającym się krokiem do domu i obserwują wariata który zamiast spać (lub co popularniejsze zalewać się w trupa) poprostu biega po nocy.
Jednak kilometry trzeba wybiegać.

Został mi jeszcze jeden tydzień termogenika, czuję wyraźną poprawę pulsu gdy trening robię wieczorem, nie miałem go jescze w granicach 125-130 biegając rozbieganie. Trzeba jednak tydzień ostatni pocisnąć na suplemencie tzn godzinę po wzięciu, czyli w środku dnia, podmęczę dodatkowo serce i jak odstawię będzie dobry efekt.

W tym tygodniu duży nacisk położyłem na siłę biegową, w ostatnim starcie w marcu czułem, że serce i płuca mogą ale wysiadają nogi. Oraz co mnie niezwykle cieszy - w końcu znalazłem dobrą pętle do biegania krosu! Tylko tego mi brakowało z Gryfina, tam pełno lasów i dopiero teraz zacząłem to doceniać. Ale już mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, krosu jako takiego nie biegałem ponad 2 miesiące, teraz strasznie skacze puls bo organizm zapomniał, ale postaram się systematycznie przynajmniej raz w tygodniu robić kros, nie chodzi tu tylko o siłę biegową bo można ją robić w zasadzie w każdych warunkach, ale o wzmocnienie wiązadeł i przyczepów mięśniowych na zróżnicowanym podłożu, a przedewszystkim o to aby przyzwyczaić organizm do pracowania na wysokich obrotach i nauczyć wykorzystywać go każdy zbieg do odpoczynku, aby po chwili znów atakować na podbiegach. Zresztą, nie mam po co tłumaczyć, każdy kto biegał kros wie o czym mowa, a dla ciekawskich, polecam doczytać książkę Jurka Skarżyńskiego.
Moja pętla jest usadowiona w lesie ok 3km od mojego domu, ale co najlepsze - ponad 500m wyżej! Gdy mam w planie kros staram się nie biec w drodze na pętle, można się nieźle zajechać, później podmęczony człowiek wbiega na trening właściwy i klapa - jak to się mówi dętka spławik :) Ale takie już uroki północnej Szkocji. Pętla którą znalazłem to bardzo mocny kros, ale spełnia wszystkie warunki wymagane do tego typowego treningu: podbiegi i zbiegi długie, krótkie i intensywne, przewrócone kłody, dukty. Trzeba mieć cały czas głowę na karku, dlatego staram się biegać w stabilizatorze na kolano, na takim podłożu aż się prosi o kontuzję..


Widok z góry, całe miasto i okolice (kliknij aby powiększyć)


Jak to mówią natura ciągnie wilka do lasu, ja zmienię powiedzenie - natura ciągnie małpę na kamienie! :)


Tutaj wdrapałem się, co ciekawe miałem tylko 30 sekund autowyzwalacza w telefonie, także musiałem się spieszyć :)


Katorżniczy podbieg prawie 200metrów, po nim lekki zbieg i znowu pod górkę, cała esensja krosu!


A, i jeszcze jedna ważna rzecz, z jednej strony to że pracuję w restauracji jest błogosławieństwem bo to wymarzona gastronomia, z drugiej jednak strony mamy jako personel za darmo posiłki nawet do oporu. Oczywiście odchudzanie to jedno... ale odwieczna miłość do dobrego pałaszowania to drugie! Czasem mam tak, że nie mogę się powstrzymać, jedzenie jest niesamowite i głównie oczy chcą jeść, mimo że człowiek już napchany. Co ciekawsze, staram się i tak wybierać potrawy z węglowodanami czyli różnego rodzaju ryż, makarony oraz dużo białka, potrawy z gotowanym mięsem i warzywami, ale kuchnia chińska ma to do siebie że w większości potraw jest mnóstwo tłuszczu, dorzuć do tego kurczaki zapiekane w cieście i smażone w głębokim tłuszczu - bomba kaloryczna gotowa, ale jak wiadomo najgorsze jedzenie w sensie odżywczym najleiej smakuje... każdy łasuch to wie. Ostatecznie, już jutro postaram się nie objadać, bo o ile biegam codziennie, nie grozi mi dodatkowa waga, nie o to jednak chodzi, wedle diety i treningu muszę ją gubić, a nie tylko trzymać na jednym poziomie.

Treningi w tym tygodniu wyglądały następująco

PONIEDZIAŁEK: 22km w tym 10 x 1 km po 3:55, przerwa 500m trucht. Średnio wyszło po 3:56, niektóre odcinki biegłem z wiatrem a niektóre pod wiatr. Wyższy puls ale jak przystało na trzeci zakres. Takie treningi lubię, na przerwach z niepełnym odpoczynkiem. Na ten moment nie zamierzam robić szybszych tysiączków.

WTOREK: regeneracyjnie kros pasywny ok 14,5km. Właśnie tego dnia znalazłem dobre miejsce do krosu. Starałem się nie podpalać na zbiegach i nie walczyć na wzniesieniach, spokojnie. Jest to o wiele lepsza forma aktywnej regeneracji po ciężkim treningu niż rozbieganie po płaskim, całkowicie inaczej pracują mięśnie, które są dobrze masowane przez leśne bezdroża.
Po treningu Rozciąganie oraz Gimnastyka siłowa (standardowy zestaw ćwiczeń).

ŚRODA: 19km w tym 10 x 200m Siła biegowa częściowo skipowa, 100m SKIP A, 100m przebieżka. Świetnie się czułem po wczorajszym krosie, było czucie mięśniowe którego już dawno nie miałem tutaj. NAwet puls nie był strasznie wysoki, może się już organizm przyzwyczaił? Cieszę się, że po odstawieniu termo będzie efekt, jestem tego pewien.

CZWARTEK: Wolne

PIĄTEK: 13,50km w tym Kros aktywny ok 8,2 km. . 6 pętli po 1300m, starałem się każdą przyspieszać chociarzby o kilka sekund. Był to mój pierwszy kros od dłuższego czasu, także wolałem lekko wolniej i zrobić cały dystans niż wymięknąć przed czasem. Tempo wydawałoby się być marne bo ok 5:25min na km ale ta trasa jest bardzo ciężka, i myślę, że z czasem dojdę do ok 4:45 na km, ale to już będzie konkretny wycisk. Teraz już znam trasę i wiem czego się mogę po niej spodziewać. Po treningu Rozciąganie i Gimnastyka Siłowa.

SOBOTA: rozbieganie 16km. Po całym dniu wypoczywania ok 22 wyszedłem na trening. Niski puls, ale to pewnie dlatego, że termogenik brałem w okolicach 15stej i nie podbił mi pulsu na treningu. W moim dzienniczku na runmania.com mam dopisany komentarz "Po treningu padłem przed TV, nie jadłem już nic, jeno duży kubek wspaniałej herbaty" - widocznie rzeczywiście smakowała jak boska ambrozja.. ;)

NIEDZIELA: rozbieganie 7km Początkowo miał być to dłuższy trening, jednak była już godzina 23, po całym dniu w pracy nogi były za bardzo zmęczone. Odpuściłem z powodu bólu w lewym chorym kolanie.. czasami trzeba dać za wygraną, zachować rozsądek niż później cierpieć.

Dystans tygodniowo 92km

Godzina 3:16, czas spać.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Ciężki tydzień

Nadszedł czas na podsumowanie tygodnia biegowego.
Ciężki był on po pierwsze ze względu na mocne treningi, po drugie z powodu moich problemów ze snem, po trzecie z powodu obecnej suplementacji i zrzucania wagi i związanej z tym diety.

Tak się złożyło, że przekroczyłem w tym tygodniu 100km, biegane z różną intensywnością, 6 dni w tygodniu. Od tygodnia również jestem na cyklu suplementowym, konkretnie zażywam środki wspomagające odchudzanie tzw termogeniki. Ich działanie polega na podniesieniu temperatury ciała przez co spalam więcej kalorii przez cały dzień, szczególnie na treningu. Udało mi się zgubić już 2kg, na ten moment mam niecałe 83kg wagi gdy się ważę rano, cykl ten trwa trzy tygodnie. Oprócz tego suplementuję się witaminami, tj pakiem kompleksowym po śniadaniu, po obiedzie witamina C na odporność oraz lepszą pracę naczyń krwionośnych, do tego magnez aby uniknąć skurczów ponieważ piję w sporym ilościach kawę która jak wiadomo magnez wypłukuje.
Wraz z witaminami łykam kompleks na stawy składający się głónie z glukozaminy oraz chondroityny, jestem zadowolony, postawił mnie na nogi po niedawnej kontuzji która szczerze mówiąc nie zapowiadała się ciekawie ale o tym poniżej. Po mocnych trenigach łykam aminokwasy BCAA dla zachowania siły mięśni i codziennie 1,5g tauryny dla zatrzymania procesów katabolicznych w czasie snu.




Wszystko fajnie, mam ograniczony, apetyt, w ciągu pierwszych 2 dni musiałem wręcz wciskać w siebie jedzenie, co naprawde nigdy mi się nie zdarzało, pocę się znacznie bardziej nie tylko na treningu i czuć że resztki tłuszczu z mojego ciała są wypalane, także mam nadzieję na redukcje grubości wody podskórnej, która powoduje dodatkową wagę. Moim celem jest zejście poniżej 80kg.
Niestety, termogenik powoduje dodatkowe obciążenia serca, i w tym tygodniu wyraźnie mogę zaobserwować związane z tym większe zmęczenie oraz podwyższony konkretnie puls, nawet starając się biec pierwszy zakres po 5:15 mi momentami skacze na 145-150, co zwykle się nie zdarza, fakt pocę się bardziej i spalam więcej kalorii ale momentami muszę przystopowywać bo czuję że się zarzynam. To jest ciężki miesiąc z ciężkimi treningami i w dodatku mocniej obciążony organizm, jestem pewien że za 2 tygodnie będą tego efekty tzn serce odetchnie i wyjdzie cały ten zabieg generalnie na plus, natomiast do tego czasu nie chciałbym się przetrenować... coś za coś.
Dodatkowo na każdy trening zabieram ze sobą (mimo nie wysokiej temperatury powietrza) pół litra izotoniku, muszę się nawadniać żeby nie dopuścić do momentu gdy po przebiegnięciu 20km poprostu padnę.

Od jakiś 2 tygodni mam poważne problemy ze snem, z tego co mi mówili znajomi to każdy w tym miejscu narzekał mniej lub więcej na sen, dla niektórych tabletki nasenne to norma każdego dnia. Ja nie chciałbym po nie sięgać, boję się uzależnić. Mimo że biegam sporo to owe zmęczenie nie sprawia że zasypiam, jestem wręcz pobudzony, do tego dołóżyć efekt działania termogeniku zawierającego duże dawki pobudzaczy i np guarane. Nie zasypiam wcześniej niż o 2-3 w nocy, nie raz już starałem się zasnąć, poprostu nie daję rady. Gdy leżę godzinę dwie, przewracam się z boku na bok poprostu się męczę, muszę wstać pooglądać telewizję poczytać książkę itd, poprostu nie mogę spać. Gdy zasnę oczywiścię śpię, do 10-11 następnego dnia, ale nie o to chodzi, najzdrowszy sen jak wiadomo jest przed północą, tego mi właśnie brakuje... A jak również wiadomo zdrowy sen jest najlepszą formą regeneracji organizmu. Nie tylko ma znaczenie ile godzin w ciągu doby przeznaczamy na sen ale również jakie są to godziny...
Np przykład wczoraj siedziałem próbując co jakiś czas zasnąć, udało mi się konkretnie o 8:30 dzisiejszego ranka... Obudził mnie o 12:30 telefon znajomego który chciał pogadać i dziwił się że jeszcze śpię. Wytłumaczyłem mu, że mam problemy ze snem. 4 godziny snu i dalej na nogach. Kawa, jedna druga trzecia.. dwie saszetki termogeniku rozłożone na dwa razy tzn jedna na czczo po przebudzeniu (o godz. 12:30 he, he..) druga albo godzinę przed treningiem albo gdy trening planuję w godzinach wieczornych to max o 15:30, gdybym wziął wieczorem to nie spałbym z pewnością 2 dni... 18 kapsułek, dodając do tego witaminy 3, 2x1 kompleks na stawy + tauryna, BCAA to wychodzi około 30 tabletek każdego dnia. Ale fakt jest sezon, gdy zrobię wynik, skończy się i będzie czas na odpoczynek. Teraz jest godzina 1 w nocy tutejszego czasu, nadal nie czuję zmęczenia, a wiem doskonale że jest ono duże, nie ma innej możliwości po ciężkich treningach.

Treningi w tym tygodniu wyglądały następująco:

PONIEDZIAŁEK: interwały 6 razy 2km w tempie 4:10min/km, odpoczynek 1km truchtu, dokładając rozgrzewkę i schłodzenie po treningu wyszło coś koło 23km. Puls w 3 zakresie, byłem niesamowicie zmordowany z powodu wiatru część odcinków biegałem pod wiatr który prawie głowę urywał, ale nic nie poradzę.. takie warunki tutaj. Wyszły międzyczasy 8:17, 8:32, 8:24, 8:24, 8:22, 8:15. Takie treningi robiłem już wcześniej i moje zmęczenie było mniejsze. Teraz widzę wyraźny wpływ termogenika, wypala tłuszcz ale kosztem większego pulsu, momentami po skończonym odcinku prawie że dreptałem w miejscu, nie byłem w stanie złapać powietrza, a to przecież tylko 4:10 na km...



WTOREK: 15km lekkie rozbieganie po wczorajszych interwałach, zalany potem. Po biegu Gimnastyka rozciągająca oraz Gimnastyka Siłowa. Co ważne, od miesiąca przywiązuje do nich dużą wagę, robię gimnastykę co drugi dzień treningowy, z początku zwykłe ćwiczenia lekkie, ale dopiero teraz widzę jaki byłem słaby, z treningu na trening jest coraz lepiej. Jak najbardziej polecam, wzmacniają ćwiczenia całe ciało, szczegóły w książce Jurka Skarżyńskiego Biegiem przez Życie str 226. Generalnie jest to kilka ćwiczeń typu małyszki, nożyce, scyzoryki, pompki, wznoszenie na łydkach, unoszenie tułowia leżąć tyłem, przodem i bokiem. Niby nic takiego ale poprostu dają konkretnie w kość!!! A jaka radocha po ich wykonaniu i ciągłym biciu rekordów ilości powtózeń! Polecam, musowo 2-3 razy w tygodniu. Oprócz tego ćwiczenia na kolana tzn przysiady niepełne do ok 30stopni 3x30 na jedną i drugą nogę osobno. Pomogło mi to pozbyć się rozwijającej się kontuzji tzw kolana skoczka, polecam poczytać na ten temat, nie przelewki.

ŚRODA: 20km w tym 15km bieg ciągły narastająco, 5km rozgrzewki, później 2x 7,5km pierwsze po 5:15min/km drugie po 4:40. Puls w drugim zakresie, oczywiście to przez termogenik, inaczej bym musiał biec szybciej ok 10-15s na kilometrze żeby mieć puls tej wysokości śr. 160 uderzęn na minutę. Nie czuć zmęczenia zbytnio, mógłbym tak biec i biec.. To moje docelowe tempo na maraton tegoroczny (4:40-4:45min,) co daje wynik w okolicach 3:20h. Jest jeszcze czas żeby wytrenować biegi ciągłe na takim tempie. Prędkość progowa, trening ten daje najlepsze rezultaty jeśli chodzi o wytrzymałość biegową, jest to ok. 83% wartości pulsu maksymalnego, w moim przypadku 83% z 194BPM daje 161bpm, tego trzeba się trzymać. Miałem ze sobą izotonik, mimo zimnej pogody wypiłem cały, zmusiłem się do jego zabrania, na szczęście.

CZWARTEK: 20km w tym 10 razy rytmy 200m Średnie tempo ok 4:15 na km, przerwa tyle samo w truchcie, musiałem rozbudzić organizm, ale i tak boję się pulsu, skacze jak szalony. Po powrocie GR (gimnastyka rozciągająca) oraz GS (Gimnastyka siłowa) - powtórzę za Jurkiem Skarżyńskim - GR i GS są dla biegacza jak insulina dla cukrzyka, musisz sobie je zaaplikować po treningu aby czuć się dobrze i móc się regenerować.

PIĄTEK: WOLNE Mimo że mnie nosi to jeden dzień w tygodniu obowiązkowo odpoczynek.

SOBOTA: 15 kmw w tym WB3 czyli trzeci zakres łącznie 8km po 4:15min/km, początkowo zakładałem 8km jednym ciągiem, niestety nie byłem fizycznie w stanie tego zrobić. Musiałem rozbić na 4km, trucht i 2 x 2km. Niewiem co się dzieje. Naprawdę mnie to dziwi że wyłącza mi się zasilanie po kilku km. Wysoki puls, momentami sięgający wytrzymałości tempowej (4 zakresu) 180BPM. Nie miałem czegoś takiego nigdy. Skoro biegłem półmaratonw tempie 4:23 to 8km po 4:15 nie powinno być problemem? Zgadza się? A jednak. Przyczyn jest kilka: brak snu, dzień wcześniej zasnąłem dopiero o 3, byłem podmęczony, oraz oczywiście termogenik, podbił mi puls, przez co byłem momentami "zatkany" i nie mogłem dalej biec. Wiem, że mogę biec w takim tempie bez większych problemów, ale muszę się przemęczyć jeszcze dwa tygodnie.. Zgubić kilka kg i odstawić spalacze.

NIEDZIELA: spokojne regeneracyjne rozbieganie 15km + GR i GS Niski puls, ale nie ma się co dziwić, po wczorajszym trzecim zakresie musi być dzisiaj niski, jeszcze serce rozpędzone.. Jednak bez termogenika miałbym z pewności 5-7 uderzeń mniej. W dodatku zmęczenie, brak snu.. no tak, wczoraj a w zasadzie dzisiaj położyłem się o 8 rano, tragedia.

ŁĄCZNIE DYSTANA TYGODNIOWO 108km

To tyle odnośnie tego tygodnia, jest godzina 2 w nocy, siedzę, nie mogę zasnąć. Może ktoś z Was ma jakieś sposoby? Naprawdę mnie to męczy, bardziej psychicznie niż fizycznie. Następny tydzień równie mocno się zapowiada, jak i cały kwiecień.

sobota, 10 kwietnia 2010

Tragedia w Polsce

Nie mam zamiaru szerzej komentować tego co się stało w dniu dzisiejszym w Polsce, ponieważ tragedia to jedno, a cała medialna otoczka to drugie.

Szczere wyrazy współczucia dla rodzin ofiar katastrofy.

piątek, 9 kwietnia 2010

Inverness Halfmarathon 2010

Relacja z biegu (14.03.2010)
Nie mam daru układania epickich opowieści o przeżytych wydarzeniach więc napiszę tylko o tych kwestiach najważniejszych które myślę, że Was zainteresują.
Tak więc pomysł tego biegu zrodził się w mojej głowie jakieś 2 miesiące temu gdy wiedziałem że wyjeżdzam, i naturalnie przy okazji zainteresowałem się lokalnymi wydarzeniami sportowymi. Jako, że na okres marca przypada w większości miejsc początek sezonu sportowego - na szczęście trafił się półmaraton w Inverness.
Piękniej nie mogło być :) Wielka Brytania jest tak skonstruowana że mimo dobrych połączeń autobusowych i kolejowych, podróż z jednego wielkiego miasta do drugiego może zająć niekiedy cały dzień, np stąd gdzie teraz jestem czyli Inverness do Londynu jest ponad 8h autobusem w tym kilka przesiadek.
Przez to mimo chęci czasem fizycznie nie ma możliwości wystartowania w interesujących zawodach.
Ale przyjechałem tutaj z myślą o bieganiu także, miejscowego biegu nie wypadało odpuścić.

Miasteczko w którym mieszkam ma około 50tys mieszkańców, odrazu rzuca się w oczy duże zainteresowanie bieganiem i wszelkimi formami rekreacji itd. Widok biegacza na mieście, czy to rano w południe czy wieczorem nikogo nie dziwi. Jest to na porządku dziennym, panuje większa kultura na drogach, szczególnie w stosunku dla biegaczy. Kierowcy bez problemu omijają, nawet zatrzymują się aby przepuścić biegnącą osobę, nie ma takich sytuacji jak w Polsce że można było dostać lusterkiem bo ktoś wyprzedzał na trzeciego. W większości dróg są boczne chodniki stworzone z myślą o biegaczach i rowerzystach, można biegać do woli. Oczywiście biegacze to naród szczęśliwy i jedna wielka rodzina, także w większości znają zwyczaj powitania przez uniesienie ręki i powitanie typu hello, hi how you doing. W każdym bądź razie zmierzam do tego że mimo nie dużej liczebności miasteczka, w półmaratonie wystartowało ostatecznie prawie 1200 osób, starych młodych, szybkich, człapaków, truchtaczy, wyczynowców do wyboru do koloru.
Do wglądu macie pod spodem wyniki, jak widać, mnóstwo osób biega powyżej 2 godzin, czyli traktują to wydarzenie jako święto, niekoniecznie trenując na codzień, poprostu tutaj ludzie biegają całymi rodzinami.

Wyniki Inverness Halfamarathon

Ze spraw organizacyjnych, jest dużo różnic w porównaniu do Polskich biegów.
zaczynając od terminu zapisów do biegu który w tym przypadku dobiegł końca na 3 tygodnie przed biegiem. Po tym terminie nie był możliwy fizycznie start w zawodach i nie było od tego żadnych odstępstw. Poprsotu organizatorzy tak traktują tutaj sprawę - musi być ład i porządek, co ciekawe nikt nie narzeka i wszyscy się potrafią do terminów dostosować, nie to co w Polsce. Imprezie towarzyszył tzw Fun Run na dystansie 5km, który startował 10 minut po rozpoczęciu biegu głównego.
Organizacja przebiegała bardzo sprawnie. po opłaceniu startowego (kartą kredytową, tutaj gotówka nie funkcjonuje w biegach) przychodził po kilku dniach do domu taki skoroszyt z regulaminem, podanym numerem strtowym i ogólnymi informacjami, oraz osoba która zapłaciła, oficjalnie znajdowała się na liście startowej.
Odbiór numerów startowych, czipów oraz okolicznościowych koszulek odbywał się w dniu zawodów w godzinach 10-12:30. Start był zaplanowany na 13:00. Mimo, że startowało 1200 osób to nie było najmniejszego problemu z numerem, bez żadnych kolejek i czekania, przepychania się itd. Biuro zawodów było zlokalizowane w inverness sports centre, wielkiej hali sportowej na codzień wykorzystywanej w meczach piłki recznej, siatkowki, halówki itd. Mnóstwo stanowisk, odpowiednio oznaczona numeracja, przed biegowe EXPO, pamiątki. Bardzo porządnie i 1200 osób się wyrobiło z numerami w dwie i pol godziny, bez narzekania, niejasności itd, pełen profesjonalizm.
Po odebraniu numeru udałem się do domu, z biura zawodów mam jakieś 15 minut piechotą.
Następnie godzinę przed startem, po przyczepieniu czipa i numeru startowego udałem się w pobliże startu. Od biura zawodów do miejsca startu był jakis kilometr, toteż dobrze że był ze mną znajomy - plusem była możliwość rozebrania się w ostatniej chwili i przekazania ciuchów zamiast robienia tego wcześniej i później marznięcia przed startem. Oczywiście jakby inaczej - telefon którym mieliśmy robić zdjęcia padł zanim zrobił pierwsze, toteż fotek jest bardzo mało, cóż, gdyby głupota miała skrzydła...
Ale wracając do tematu, pogoda typowo angielska czyli niewiadomo co. Rano świeciło słońce, później padał deszcz, później znowu słońce, odbierając numer rozmawiając z osbługą zachwalaliśmy że świetna pogoda na wynik, minutę później wychodząc z hali zlał mnie deszcz. Cóż człowiek nie przewidzi :) Taka już pogoda. Nastepnie standardowa rozgrzewka, próba zbicia pulsu (tak, tak.. adrenalina robiła swoje) i była już 12:50. Było może z 7 stopni, ale nie mogłem ryzykować że się przegrzeję na trasie toteż zrzuciłem wszystko z siebie i pobiegłem na krótko - oczywiście w zielonej koszulce KB HERMES GRYFINO. Po strzale startera ruszył tłum, jak to zwykle bywa na zawodach większość rzuciła się na łeb na szyję do przodu i było troche przeciskania, ale trzymałem się zakłądanego tempa i nie miałem zamiaru się z nikim ścigać, przede mne bylo 21km i w sumie do konca biegu wyminalem może z 250 osób które były przede mną. Trasa była oznakowana co milę, jeszcze się nie przyzwyczaiłem do tutejszego systemu miar odległości, i chyba zostanę przy min/km, jest tak poprsotu wygodniej, bynajmniej dla mnie. Ogólnie cały ten północny teren to Highland, jest bardzo górzysty, wszędzie góry podbiegi, zbiegi i mogłoby się wydawać że trasa jest lekka, jednak podbiegi dawały w kość.

W czasie biegu pogoda była zwariowana, od słońca po wichury i deszcz, dawała się we znaki,
tak przeleciało 20km, ostatni kilometr to był powrót w pobliże mety i dalej na stadion, ostatnia pętla na 400metrowej bierzni i upragniona meta. Przekroczyłem linię z czasem 1:33:06, czas z czipa to 1:32:56 co uważam za duży sukces, poprawiłem swój poprzedni wynik o ponad 7 minut. Mimo, że noga momentami podawała zbyt mocno to nie dawałem się emocjom i trzymałem tempo które założyłem, jeszcze będzie czas na szybsze życiówki. Zająłem 152 miejsce na 1150 (coś koło tego) biegaczy. Pierwszy zawodnik miał wynik 1:08, a pierwsza zawodniczka 1:20, także, myślę, że jakby to było bliżej to nie jeden dobry biegacz z Polski mógłby wyrwać złoty medal od tutejszych.
Za linią mety odpinanie czipów, medale i torba z różnościami, między innymi napój sportowy, rodzynki, owoce, i co ciekawe - wprost dla biegacza... chipsy solone z tesco :) kto by pomyślał.
Był dostęp do pryszniców, mnóstwo masarzystek. Nie było żadnego posiłku po biegu, i widocznie nikt nie był zdziwiony, nie jest to tutaj porpstu standardem. Także, NIE NARZEKAĆ NA POLSKIE BIEGI!!! U nas nawet na dychach jest makaron czy tam grochówka :) Na trasie tylko woda, co 3 mile, brakowalo mi izotonika, nastepnym razem dam znajomym których ustawię w różnych miejsach trasy.
Bardzo dobrym elementem biegu byli kibice, należy im pogratulować, mimo złej pogody widać ich było wszędzie, klaskających i zagrzewających do walki, całe miasto poprostu żyje tym biegiem.
Rozdanie nagród było... niewiem o której. Regulaminowo o 15, ale z pewnością organizatorzy czekali na wszystkich biegaczy i truchtaczy, także pewnie o 16. Nie czekałem już na oficjalne zakończenie, bez telefonu i możliwości robienia zdjęć było kiepsko. Piękne puchary i oczywiście nagrody finansowe dla najlepszych, w generalce i pierwszych osób w kategoriach wiekowych.
Partnerem beigu była sieć sklepów sportowych RUN4IT, każda osoba z numerem startowym mogła liczyć na 15% obniżkę cen w dniu zawodów, co oczywiście wykorzystałem kupując nowe buty mizuno których normalna cena wynosiła 85 funtów a ja zapłaciłem 72, także została kasa w kieszeni. Zawsze to miłe.

Cóż więcej mógłbym napisać?
Przedewszystkim ogromna dawka radości i entuzjazmu jaki unosił się w powietrzu w dniu zawodów, zadowolenie i szczęśliwa aura unosiła się nad całym miastem. Jestem zadowolony z tego biegu, poprawiłem się na tym dystansie i duże znaczenie miała konkretna organizacja, miło startować w zawodach zapiętych na ostatni guzik.
A makaron zjadłem w domu... :)
Napewno nie omieszkam wystartować tutaj w przyszłym roku.
Teraz w planach pół roku treningu, może uda mi się wystartować w jednym z polskich maratonów ale głównym beigiem na jaki się nastawiam jest Lochness Marathon w październiku, trasa górzysta ale w ogólnym rozrachunku spadowa, także mam pół roku aby się przygotować na wynik w okolicach 3:20-3:25. W między czasie zamierzam pobiec dychę poniżej 40minut oraz półmaraton poniżej 1:30.
Poniżej kilka zdjęć, które udało mi się zrobić zanim padł telefon.
Musicie mi wybaczyć momentami brak składni, ale jak już wspominałem nie jestem dziennikarzem, a poprstu chciałem się z Wami podzielić wrażeniami z tej imprezy. I doceniajcie polskie biegi, w ślad za Krzyśkiem Bartkiewiczem mogę stwierdzić, że ich organizacja stoi w porównaniu do biegów w innych krajach na naprawdę wysokim poziomie. Omijajcie malkontentów, liczy się przyjemność z biegania. Tutaj właśnie, mimo, braku posiłków po biegu, owa przyjemność, życzliwość dominuje, co widać po frekwencji.

czwartek, 8 kwietnia 2010

Pierwszy post próbny

Biegi długie
odbywają się na dystansach 3000 m
(konkurencja nieolimpijska), 3000 m z przeszkodami
, 5000 m
, 10 000 m
, półmaraton (21 097 m) i maraton (42 195 m).
Wszystkie biegi lekkoatletyczne do 10 000 m odbywają się na 400-metrowej bieżni stadionu, start i meta biegu maratońskiego (półmaratonu) znajduje się na często stadionie, natomiast trasa wiedzie przez ulice i okolice wielkich aglomeracji. Organizowane są też okolicznościowe i pokazowe biegi uliczne
na dystansach od 1500 m do 100 km (ultramaratony
).