Nie mialem zamiaru pisac tego posta.
Nie mialem nawet zamiaru wpisywac dzisiejszych 19km do statystyk runmanii, stwierdzilem ze skoro biegam tylko 2-3 razy w tygodniu to nie jest to zaden trening i dziennikow nie warto prowadzic.
Jednak przeczytalem artykul p. Kazimierza Musialowskiego o powrocie do biegania i cos we mnie peklo.
link do artykulu: http://maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=8&action=2&code=2122
Wrocilo do mnie uczucie ktorego nie mialem juz dawno, uswiadomilem sobie jak wazne jest dla mnie bieganie, i to w jaki sposob probowalem maskowac brak biegania w moim zyciu gdy fizycznie nie bylem w stanie biegac.
To uczucie moze zrozumiec jedynie drugi maratonczyk, bieganie jest tym co siedzi w nas, bardzo gleboko i zostanie w sercu az do konca zycia. Dopiero tracac cos co kochamy zdajemy sobie sprawe ile to dla nas znaczylo.
Jesli chodzi o mnie to mam plany na ten rok, chcialbym przebiec dystans ultra oraz kilka maratonow. Jestem w stanie poswiecic duzo rzeczy w moim zyciu dla realizacji pasji.
Pieniadze szczescia nie daja, praca 6 dni w tygodniu, brak zycia osobistego, niemoznosc realizacji pasji. Postawilem sobie pytanie, po co? Po co to wszystko? Co bede mogl wnukom opowiedziec jesli bedzie nadal tak jak teraz, dni beda mijaly jeden za drugim, miesiac za miesiacem, rok za rokiem, bede sie starzec, w oka mgnieniu bede juz siwy, obolaly, znerwicowany. Co mi po mieszkaniu, samochodzie, pieniadzach skoro nosilbym w sercu zal do samego siebie, zal do calego swiata ze dalem sie porwac w wyscig szczurow i stalem sie jego czescia.
Kilka dni temu zwolnilem sie z pracy, mam teraz dostatecznie duzo czasu by biegac. Bez pospiechu, bez patrzenia na zegarek, bez komorki ktora lezy teraz spokojnie na biurku nie dokuczajac mi dzwonkami w czasie biegu.
Moge sie wypuszczac w nieznane wczesniej rejony, czuc wolnosc, ktorej nie moglem czuc gdy pracowalem, przewaznie biegalem rano i to na czas, nie wiecej niz 10km zeby zdarzyc z prysznicem i wyrobic sie do pracy.
Po co mi to? Niestety tak zyje tutaj wiekszosc. 6 dni w tygodniu praca, jeden dzien na nic nie robienie i zbieranie sil zeby byc w stanie pracowac znowu 6 dni, zeby zarobic pieniadze, zeby zarobil je ten dla ktorego pracujemy. Nawet czasu nie ma tej kasy wydawac. To taka petla ktora sie na nas zaciska, z czasem coraz blizej szyji.
Pamietam jak poltora miesiaca przyjechalem do Edynburga, bylem na kilku rozmowach, w jednej kuchni szef oferowal mi 30 godzin tygodniowo. Wtedy odmowilem bo przeciez potrzebne mi bylo wiecej, teraz niestety tego zaluje. Ale nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem.
Na ten moment szukam pracy stricte na pol etatu, 3-4 dni w tygodniu nie wiecej. Chce miec czas dla siebie, chce biegac co drugi dzien albo czesciej, trenowac do jesiennych zawodow, poczuc znowu to uczucie wolnosci ktore daje mi sile i motywacje zeby trwac.
Tak bedzie dobrze, co mi po pieniadzach jesli bylbym nieszczesliwy, otwieral codziennie rano oczy i pierwsze o czym myslal to gdzie ja tak naprawde podarzam i co mam z zycia.
Ponizej fotka z polmaratonu w Edynburgu, chyba najlepsza moja fotka zwiazana z bieganiem.
Do wszystkich osob ktore to czytaja, prosze usiadzcie teraz spokojnie z kubkiem herbaty, zamknijcie oczy i pomyslcie o swoich marzeniach, o tych prawdziwych, ktora sa w Was, nie o samochodach, nowych telewizorach, nowym domu i pieniadzach. O tym co macie w srodku siebie, o tym co zawsze chcieliscie robic i jakie marzenia pielegnowac. Pomyslcie co byscie teraz zrobili gdyby okazalo sie ze zostalo Wam kilka dni zycia i chcielibyscie je wykorzystac najlepiej jak to tylko mozliwe. Co by to bylo?
Zacznijcie to robic, drugiego zycia nie mozna wygrac w loterii czy kupic za zarobione pieniadze.
środa, 1 czerwca 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)